Szef misji medycznej na igrzyska w Pekinie Hubert Krysztofiak przyznał, że w kwestii poradzenia sobie z wymogami sanitarnymi pomocne będą doświadczenia zebrane na olimpiadzie w Tokio. – System chiński jest jednak trochę ostrzejszy – powiedział.
– Wymogi sanitarne, zakres czynności do wykonania przed wylotem do Chin na igrzyska i podczas pobytu tam to setki stron instrukcji, zaleceń, dokumentów. Czy to jest dla pana przytłaczające?
Hubert Krysztofiak: – Podchodzimy do tych zagadnień kolejno, spokojnie i konsekwentnie. Dużo daje nam doświadczenie zdobyte podczas tegorocznych igrzysk w Tokio, a poza tym w Pekinie każda organizacja wyznacza tzw. łącznikowych oficerów covidowych (CLO), którzy zdejmują z naszych barków część ciężaru tych procedur. Przed Tokio było mnóstwo obaw, a wszystko wyszło okej, więc myślę, że tym razem też tak będzie.
– Niemniej trzeba pamiętać o zrobieniu testów w określonych punktach akceptowanych przez chińską ambasadę, zainstalowaniu szeregu aplikacji na telefonie, zdobyciu i wypełnieniu odpowiednich dokumentów...
– W medycynie jest tak, że największym problemem jest rozpoznanie choroby. Jeśli trzeba realizować jakąś "checklistę", wypełniać krok po kroku procedury, to się to po prostu robi, nawet gdy jest to uciążliwe.
– Czy są jakieś zasadnicze różnice w wymaganiach organizatorów imprez w Japonii i Chinach dotyczących reżimu sanitarnego?
– System pekiński jest trochę ostrzejszy. Wcześniej, bo 14 dni przed wylotem, zaczyna się monitorowanie stanu zdrowia. Zmienia się rodzaj codziennych testów, bo w Tokio za próbkę wystarczała ślina, a tutaj będą wymazy. Szczepienia są w praktyce wymagane (jego brak oznacza obowiązkową 21-dniową kwarantannę), w Tokio takiej konieczności nie było. Wymagane są też dodatkowe czynności dla osób zaszczepionych, które w przeszłości – kiedykolwiek – przebyły infekcję COVID-19. Będą one musiały uzyskać specjalny certyfikat wyleczenia. Zachorowanie 30 dni przed wylotem oznaczać będzie konieczność uzyskania kolejnych dwóch negatywnych testów na koronawirusa, poza tymi, które są obowiązkowe dla wszystkich.
– Co może zrobić osoba, która będzie miała pozytywny wynik badania tuż przed wylotem?
– Niestety, musimy się z tym liczyć w dobie kolejnej fali i kolejnego wariantu koronawirusa. Była taka jedna sytuacja w Tokio. Dziewczyna trafiła na izolację i dojechała z opóźnieniem. Oczywiście mówimy tu o przypadkach bezobjawowych, kiedy decydującą kwestią jest zakończenie izolacji. W przypadkach, gdy ktoś przechodzi chorobę z objawami, będzie dużo trudniej.
– Czy sportowcy będą dodatkowo informowani, instruowani, jak powinni się zachowywać tuż przed wylotem?
– Oni już wszystko wiedzą. Wraz z doktorem Jarosławem Krzywańskim byłem odpowiedzialny za otwieranie Centralnych Ośrodków Sportu w ubiegłym roku. Już wtedy stworzyliśmy hasło "kwarantanny sportowej", czyli co zawodnik czy zawodniczka musi zrobić, zanim w ogóle wejdzie do COS-u. Nasz zespół to wszystko monitorował, codziennie rozmawialiśmy z pielęgniarkami, pytaliśmy, czy wszystko jest w porządku, czy procedury są przestrzegane. Zdarzają się trudne sytuacje, bo np. tata jednej z zawodniczek jest lekarzem i musiał chodzić do pracy, a ona miała z nim ciągły kontakt. Dziewczyna musiała po prostu wyprowadzić się z domu. Po szczepieniu jest już trochę inaczej, bezpieczniej.
– Czy wśród zawodników mających szansę zakwalifikować się na igrzyska są osoby niezaszczepione, którym grozić będzie 21-dniowa kwarantanna?
– Z tym nie ma problemu. Obecnie z grupy ok. 700 zawodników, którzy przeszli przez COS-y w ostatnim czasie, zaszczepiło się ponad 70 procent, w tym wszyscy przedstawiciele sportów zimowych. Osoba, która się nie zdecyduje na szczepienie, po prostu nie wystartuje w igrzyskach. Kiedy mówimy o tak długiej izolacji, a do tego nie wiemy, w jak ciężkich warunkach, to nie da się trenować, ruszać się. Nawet jeśli kwarantanna skończy się przed igrzyskami, to o żadnej formie sportowej nie może być mowy. Każdy ma tę świadomość.
– Według wytycznych Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i organizatorów przyjęcie trzeciej dawki jest zalecane, ale nie obowiązkowe. Pana zdaniem warto do tego namawiać?
– Oczywiście, że tak. Wymagania strony chińskiej bazują na regulacjach krajowych, na podstawie których wydawane są certyfikaty szczepień. Ja np., jako lekarz, zaszczepiłem się wcześnie i mój certyfikat był ważny do 4 lutego, więc żeby w ogóle uczestniczyć w igrzyskach, musiałem przyjąć trzecią dawkę.